Rozpoczyna się kolejny rok szkolny. Wiele usłyszymy dziś o przygotowaniu szkół na przyjęcie dzieci sześcioletnich (i z tym jest różnie), o kosztach wyprawki szkolnej (nadal, mimo darmowych podręczników dla klas 1 i 2, te koszty są ogromne), o poziomie kształcenia, programie nauczania, o potrzebie wyprowadzenia religii ze szkół.
Chciałabym, by polska szkoła była przyjazna, ucząca na wysokim poziomie, inspirująca i świecka. Ale przede wszystkim szkoła to miejsce wyrównywania szans, i to nie tylko tych związanych z poziomem kształcenia. Najważniejszym postulatem dziś, o którym trzeba mówić głośno jest wprowadzenie w szkole darmowego posiłku dla wszystkich dzieci. Musimy skończyć ze stygmatyzowaniem dzieci biednych poprzez specjalne listy, miejsca w stołówce.
Polityka społeczna wymaga wielu reform. Wspieranie wychodzenia z bezrobocia czy zwiększenie kwoty wolnej od podatku to dobre mechanizmy, ale ich efektów nie widać od razu. Ale efekt wprowadzenia żywienia w szkołach byłby natychmiastowy: dzieci, mimo że przychodzą czasami głodne, wychodziłyby ze szkoły najedzone. To realne wyrównanie szans, to realne wsparcie, to również realna pomoc.
Do tego gabinety dentystyczne w szkołach (np. Warszawa zakupiła „mobilne gabinety”, obsłużą wiele szkół) i świetlice czynne do 18.
Ktoś powie „czy nas na to stać?”. Odpowiadam: tak. Takie działania powinny być normą cywilizacyjną. Inwestycja teraz spowoduje, że dzieci te jako dorośli będą zdrowsze, lepiej wyedukowane (nikt głodny dobrze się nie uczy), lepiej odnajdą się na rynku pracy i w życiu.